aaa4 |
Wysłany: Śro 17:05, 08 Sie 2018 Temat postu: |
|
Siegnal po butelke, nalal sobie kolejne dwa lyki. Wrocil myslami do rozmowy w barze. Celowo zachowywal sie prostacko, wydalo mu sie to najkrotsza droga do wyprowadzenia Amerykanki z rownowagi. Nie miala ochoty mowic o tarocie.
Dziewczyna jest bystra. I niebrzydka.
Co ona wie?
Uswiadomil sobie, ze odglos, ktory mu przeszkadza w mysleniu, to bebnienie palcami o blat biurka. Opuscil wzrok na wlasna dlon. Obca. Jakby nalezala do kogos innego. Zmusil ja do bezruchu.
W zamknietej szufladzie biurka czekaly dokumenty przekazania praw wlascicielskich. Wystarczylo podpisac papiery i zwrocic je notariuszowi w Esperazie. Chlopak nie byl glupi. Nie mial ochoty zostawac w Domaine de la Cade. Julian doskonale zdawal sobie sprawe, ze mialby z nim rownie ciezkie przeprawy jak z Seymourem. Dotad nie naciskal, ale juz dosc czekania. Pora zalatwic sprawy. Od wypadku minelo duzo czasu.
-To nie moja wina - powiedzial, przeciagajac gloski. Alkohol zaczynal dzialac.
Powinien jeszcze raz pogadac z dziewczyna. Z ta Amerykanka. Ona cos wie o oryginalnej talii Bousqueta. Inaczej po co by tutaj przyjezdzala? Jej obecnosc nie miala nic wspolnego z wypadkiem Seymoura ani z tym zalosnym Halem, ani z hotelowymi finansami. To pewne. Dziewczyna byla tutaj z tego samego powodu co on. O nie. Nic z tego. Nie po to odwalal cala brudna robote, zeby jakas amerykanska gowniara sprzatnela mu karty sprzed nosa.
Popatrzyl na ciemniejacy las. Zapadala noc. Wolnym ruchem wyciagnal reke do lampy, pstryknal przelacznikiem.
Krzyknal.
Przed nim stal brat. Seymour. Blady, o woskowej cerze, pozbawionej zycia, zupelnie jak w kostnicy. Twarz mial poznaczona bliznami i zmarszczkami, oczy nabiegle krwia.
Julian zerwal sie z fotela, ciezki mebel huknal o podloge |
|